Herbatka z księdzem Lucjanem

Spotkanie z ks. Lucjanem przy herbatce z okazji 20-tej rocznicy święceń kapłańskich.

Marcin Czyrek i ks.Lucjan Dyka / fot. ks. Mirosław Kardaś

Marcin: Będąc małym chłopcem chciał ksiądz zostać…

ks. Lucjan – Zawsze chciałem zostać księdzem. W wieku 3 albo 4 lat myślałem już o tym bardzo poważnie i irytowało mnie, kiedy dorośli traktowali moje życiowe plany z przymrużeniem oka. Swoich dziecięcych pragnień nigdy nie zmieniłem.

Marcin: Wiadomo, że pierwsze lata życia, dom, rodzina kształtuje przyszłe wybory każdego człowieka.

ks. Lucjan – W moim przypadku było to środowisko sprzyjające odkrywaniu i wzrostowi powołania – rodzina pełna, zdrowa. Wszyscy byli wierzący i praktykujący. Nikt mi też nie zabraniał najpierw „bawić się w księdza”, później uczęszczać do kościoła, by służyć do Mszy św.

Marcin: Co miało największy wpływ na dojrzewanie do decyzji, by zostać księdzem?

ks. Lucjan – Trudno powiedzieć. Zawsze chciałem nim być. Jasne, że pierwsze motywacje były powierzchowne, a później dojrzewały i oczyszczały się. Na pewno dobre środowisko wzrostu, dobry przykład kapłanów pracujących w parafii i osobiste zamiłowanie do życia religijnego złożyły się na ostateczną decyzję o kapłaństwie.

Marcin: Jak otoczenie zareagowało na decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego?

ks. Lucjan – Ja rozpocząłem formację już w wieku 15 lat. Opuściłem dom rodzinny po ukończeniu szkoły podstawowej. Wyjechałem do Częstochowy. Nikogo to jakoś specjalnie nie dziwiło. Każdy (przynajmniej na zewnątrz) życzył mi dobrze i wspierał. Myślę tu rodzinie czy sąsiadach.

Marcin: Kto księdza odwiózł pierwszy raz do seminarium?

ks. Lucjan – Do seminarium zawiózł mnie mój proboszcz, ks. Józef Dziadosz. Rodzice nigdy nie mieli samochodu, ja wówczas też nie. Mogłem jechać autobusem, ale plecak i karton (cały mój dobytek) były dość niewygodne do przewiezienia tego rodzaju środkiem transportu.

Marcin: Jak Ksiądz wspomina czas pobytu w seminarium i które to było?

ks. Lucjan – Ukończyłem Wyższe Seminarium Duchowne w Rzeszowie. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Formacja intelektualna była dla mnie interesująca. Przez większość pobytu pełniłem funkcję organisty. Trochę tylko unikałem zajęć sportowych. Tak mi zostało do dziś. Lubię wędrówki po górach i spacery, ale sport raczej nie jest moją pasją. Ostatnio mecz piłki nożnej oglądałem w 2012 r.

Marcin: Jakie zwyczaje były w seminarium?

ks. Lucjan – Myślę, że takie, jak w każdym domu formacyjnym – regulamin, porządek dnia, wspólne zamieszkanie, wspólne posiłki, czas ściśle na wszystko wyznaczony. Ja jestem typem człowieka uporządkowanego (robię sobie plan dnia nawet na urlopie), zatem w przestrzeni polegającej na rozpisaniu wszystkich czynności co do minuty czułem się jak ryba w wodzie. Kiedy nie mam planu dnia (zdarza się raz na 3 lata), to się męczę. Taka dziwna natura, za którą jednak jestem wdzięczny Panu Bogu.

Marcin: Gdzie ksiądz sprawował swoją Mszę św. prymicyjną?

ks. Lucjan – Było to w kościele parafialnym w Zaborowie. Stamtąd pochodzę, tam spędziłem pierwsze 15 lat mojego życia (szkoła podstawowa). Pozostały pamiątki – fotografie, film. Wielu uczestników tamtego wydarzenia jest już po drugiej stronie życia.

Marcin: Jakie zawołanie kapłańskie ksiądz obrał?

ks. Lucjan – Cóż masz, czego byś nie otrzymał? (1 Kor 4,7)

Marcin: Dlaczego te właśnie słowa?

ks. Lucjan – Kiedyś takie zdanie zacytował w rozmowie ze mną Kapelan Szpitala nr 2 w Rzeszowie, śp. ks. Eugeniusz Głowacki, gdy jako klerycy przyszliśmy posługiwać (ja miałem grać na organach podczas Mszy św.). Bardzo mi się spodobał ten werset i chyba już wtedy postanowiłem, że to będzie moje zawołanie kapłańskie.

Marcin: Jaka była pierwsza “miłość” księdza? (parafia)

ks. Lucjan – W pierwszym roku kapłaństwa zastałem skierowany do par. pw. św. Michała Archanioła w Rzeszowie.

Marcin: Jak wspomina ksiądz początki kapłaństwa?

ks. Lucjan – Niedługo było mi dane posługiwać na parafii, tylko 2 lata. Potem zostałem skierowany na studia na Katolicki Uniwersytet Lubelski. Sporo czasu tam spędziłem (2 kierunki). Po powrocie w 2013 r. nieprzerwanie pracuję w Diecezjalnym Studium Organistowskim i Wyższym Seminarium Duchownym, natomiast jako wikariusz posługiwałem w parafiach Rzeszowa – św. Jadwigi – 5 lat, Chrystusa Króla – 3 lata, a obecnie drugi rok w par. św. J. S. Pelczara.

Marcin: Bardzo często zdarza się, że ksiądz ma swój ziemski wzorzec kapłaństwa i jest to inny ksiądz. Jest taki?

ks. Lucjan – Nie mam jakiegoś jednego wzorca. Znam bardzo wielu kapłanów, od których uczę się różnych rzeczy. Od każdego z nich czerpię inny przykład. U jednego fascynuje mnie sposób głoszenia, u innego życie duchowe, kultura osobista, sposób odniesienia do bliźnich. W każdym razie dobrych przykładów nie brakuje.

Marcin: Jak Ksiądz Jubilat podsumowuje swoje lata kapłaństwa?

ks. Lucjan – To chyba jeszcze nie czas podsumowań. Na razie wdzięczny jestem Bogu za to, że tak mnie prowadzi. Cieszę się, że przez ponad 8 lat mogłem być duszpasterzem akademickim, mogę posługiwać siostrom zakonnym, dziewicom konsekrowanym, także moje kapłaństwo od początku mocno związane jest z posługą w Domowym Kościele, od kilku lat w Spotkaniach Małżeńskich. Szczególnie cenię sobie przynależność do Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych (to takie spóźnione powołanie). Wdzięczny jestem za lata studiów, możliwość rozwoju, przygodę z muzyką i filologią, za spotkanych kapłanów i ludzi świeckich, którym mogłem i mogę posługiwać, za wygłoszonych ponad 70 serii rekolekcji różnego rodzaju, za indywidualną posługę duchową. Obecnie rozpoczęliśmy inicjatywę „Grota Horebu”. Ale… jak powiedziałem, to jeszcze nie czas podsumowań. Dajcie mi jeszcze żyć.

Marcin: Obserwujemy teraz kryzys powołań, m.in. do stanu kapłańskiego. Co może ksiądz, jako doświadczony kapłan, powiedzieć/ doradzić młodemu człowiekowi, który zastanawia się nad wybraniem tej drogi?

ks. Lucjan – Nie bać się. Jezus często powtarzał: Nie lękajcie się! Wiadomo, że dziś kapłani są odrzucani, wyszydzani, ignorowani. Nie jest to powód, by rezygnować z tak wspaniałej drogi, zwłaszcza że realizujemy ją jako drogę Bożą, jako powołanie, które otrzymaliśmy od Chrystusa. Jedna dusza, która dzięki posłudze zwraca się do Boga, nawraca się, zaczyna interesować się życiem duchowym, jest większym wynagrodzeniem niż wszystkie skarby tego świata. Bo te skarby doczesne zardzewieją i zostaną zjedzone przez mole, a człowiek żyje na wieki. Jedna sprawowana Eucharystia jest tak niezwykłym i niewyrażalnym doświadczeniem bliskości Jezusa, że warto dla niej poświęcić życie. Jeśli zatem ktoś odczuwa w sercu powołanie do kapłaństwa, niech się nie da zastraszyć światu, niech dołączy do naszych szeregów, które dzięki Bogu w diecezji rzeszowskiej są ciągle bardzo liczne.

Marcin: Jak kapłaństwo zmieniło księdza jako człowieka w codziennym życiu?

ks. Lucjan – Trudno mi to ocenić. Na pewno kapłaństwo ma ogromny wpływ na moją wiarę, na osobistą relację z Chrystusem. Chyba też praca duszpasterska przyczyniła się do większego otwarcia na drugiego człowieka i większy szacunek do bliźnich (kiedy zajmowałem się tylko nauką, byłem bardziej zamknięty i osamotniony). Im dłużej posługuję, tym częściej przekonuję się, jak wielu dobrych, twórczych, mądrych i otwartych na życie duchowe ludzi żyje pośród nas. W tym miejscu chciałbym podziękować naprawdę nieprzeliczonym rzeszom osób, dzięki którym moje życie jest dobrym doświadczeniem. Wiele razy to powtarzam, że Bóg dał mi łaskę spotykania dobrych ludzi.

Marcin: Jak ksiądz spędza czas wolny? (hobby)

ks. Lucjan – Mało mam czasu wolnego. Są dni, kiedy posługa (dydaktyka, spotkania, przygotowanie konferencji, praktyki duchowe) zajmują czas od samego rana do nocy. Trudno wtedy nawet myśleć o hobby. Jeden wolny dzień w tygodniu staram się spędzać u taty (mama już odeszła do wieczności), pozałatwiać różne sprawy, pomóc w różnych czynnościach (lubię wtedy np. ugotować obiad, wykonać prace pielęgnacyjne w ogrodzie). Podczas urlopów coraz więcej czasu przeznaczam na rekolekcje (prowadzenie albo uczestnictwo). Kiedy jednak uda się „wykraść” odrobinę czasu, lubię samotne wędrówki po górach. Szczególnie na feriach zimowych dbam o to, by przynajmniej kilka dni wędrować samotnie po tatrzańskich szlakach. Jest to cudowne doświadczenie, chociaż rokrocznie okupione wieloma dobrymi radami i przestrogami w stylu: „przecież tak nie wolno, ksiądz jest nieodpowiedzialny”. Bardzo lubię też podróże. Raz na kilka lat pozwalam sobie na wyjazd zagraniczny (najchętniej do Italii). Lubię zwiedzać, zaglądać w każdy kąt, poznawać historię, spotykać się ze świętymi w miejscu kultu ich relikwii. Te wyprawy też czasem bywają samotne, bo nawet jak ktoś pojedzie ze mną na tego typu wyjazd, to po powrocie stwierdza: „Było pięknie”, ale nigdy więcej nie zdecyduje się na kolejny wspólny wyjazd. Zaplanowana trasa co do minuty, „kosmiczna” liczba obiektów do zwiedzenia, wstawanie przed 5 rano, dużo modlitwy podobno dla niektórych ludzi nie jest dobrym sposobem na wakacyjny relaks. Nie mam pojęcia, dlaczego.

Poza tym chciałbym przeczytać jeszcze tysiące książek, może coś napisać, chciałbym jeszcze pojechać do Hiszpanii, by przemierzyć miejsca związane z życiem św. Teresy od Jezusa i św. Jana od Krzyża.

Szczerze mówiąc, zainteresowań mam wiele, ale większość z nich zrealizuję chyba dopiero w niebie.

Marcin: Herbatka z miodem kończy się w filiżance, a to znak, by zakończyć naszą rozmowę. Wiem, że mogłaby jeszcze trwać, pytań miałbym jeszcze wiele. Mam niedosyt i ufam, że będziemy mieli możliwość jeszcze porozmawiać.

ks. Lucjan – Pozostańmy z taką nadzieją. Bóg zapłać za spotkanie i rozmowę.

Marcin: Na koniec naszego spotkania proszę o przyjęcie życzeń od dwuosobowej redakcji:

Drogi Księże, z okazji dwudziestolecia święceń kapłańskich, życzymy, abyś zawsze podążał drogą za Panem, który Cię powołał do posługi.

Marta Bała i Marcin Czyrek

Podobne wpisy