Niedzielne msze dla dzieci

«Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Mk 10, 14

Już od 22 września br. Msze św. niedzielne o godz. 1200 będą z homilią dla dzieci.


Dziecko na Mszy świętej

Rozmowa z ks. dr. Robertem Szewczykiem, wizytatorem katechetycznym w diecezji warszawsko-praskiej

RENA ŚWIERDZEWSKA: – Czy powinny istnieć w Kościele tzw. Msze św. dziecięce?

KS. DR ROBERT SZEWCZYK: – W każdej parafii istnieje tzw. Msza św. dla dzieci. Według Magisterium Kościoła jest to Msza św., w której uczestniczą rodzice z dziećmi. Wytyczne Kościoła potwierdzają praktykę – trudno bowiem sobie wyobrazić, żeby pierwszoklasista maszerował sam na Mszę św. Obecnie dzieci nie wzbraniają się przed uczestnictwem we Mszy św. Są w sposób naturalny otwarte na Pana Boga. Trzeba zwracać się do nich, by pomóc im odnaleźć drogę do Chrystusa. Obecność dzieci na Mszy św. wiąże się z koniecznością dostosowania przekazu i języka do ich psychiki. Uczestnictwo dzieci we Mszy św. wynika także z założeń katechezy. Katecheza nie kończy się na lekcji religii w szkole, ale odsyła dzieci do katechezy parafialnej, Mszy św. niedzielnej, do przeżywania Roku Liturgicznego. W związku z tym nie może być tak, że w duszpasterstwie, nie bierze się pod uwagę jakiejś grupy wiernych.

– Jak powinna wyglądać Msza św. dla dzieci?

– Nie umiałbym określić jednego idealnego sposobu. Tradycje parafii, także uwarunkowania lokalowe stanowią o tym jak będzie odprawiana Msza św. Mówiąc o Mszach św. z udziałem dzieci należy pamiętać o kilku założeniach. Po pierwsze nie chodzi o to, aby ten sakrament przemawiał samą formą. Można w czasie homilii organizować “koło fortuny”, i w ten sposób zainteresować i zaangażować uczestników. Należy pamiętać, że atrakcyjność formy nie może przerosnąć i jakby przysłonić treści. Celem Eucharystii nie jest robienie show dla dzieci.
Na Mszy św. należy brać pod uwagę obecność rodzin. Nie można zwracać się tylko do rodziców czy tylko do dzieci. Matka i ojciec przychodząc z dzieckiem do Kościoła robią to z miłości. Dziecko kocha swoich rodziców. Te relacje panujące w rodzinie powinny być punktem odniesienia dla głoszonych homilii.
Kolejna kwestia dotyczy postawy w czasie liturgii. Mszy nie możemy słuchać, mamy w niej uczestniczyć, przeżywać ją, odpowiadać w niej Bogu. Trzeba uważać, aby nie ulec pokusie dydaktyzmu. A więc nie można iść w kierunku jak mówić, co przekazywać. Należy zwrócić uwagę jak przeżywać. Ten kierunek daje się współcześnie odczuć u duszpasterzy i uczestników Eucharystii.

– Ale przeżywanie liturgii bywa trudne dla rodziców, nie mówiąc już o dzieciach…

– Struktura Mszy św. jako sakramentu jest wbrew pozorom dla współczesnego człowieka czymś bardzo bliskim. Człowiek wiele swoich przeżyć i uczuć stara się wyrażać poprzez znaki. Każdy sakrament, a zwłaszcza Msza św. składa się nie tylko ze słów, ale obfituje w znaki. Tym językiem Bóg od wieków porozumiewa się z człowiekiem. Dzieci poprzez odkrywanie znaków powinny uczyć się przeżywać Msze św. Trzeba żebyśmy pozwolili celebrować te znaki najprostsze i te dotyczące relacji między Bogiem i człowiekiem. W końcu płaszczyzna porozumiewania się rodziny: matki, ojca, dziecka opiera się na odczytywaniu znaków.

– Słyszę czasem opinie rodziców, że chodząc na Msze św. dziecięce sami zaczynają infantylizować się w wierze…

– Nie można podczas Mszy św. zapomnieć o rodzicach. Trzeba wychowywać rodziców i dzieci do przeżywania Mszy św. jako inspiracji do dialogu. Dziecko powinno mieć powody do stawiania rodzicom pytań, a rodzice powinni czuć się odpowiedzialni i kompetentni do udzielania odpowiedzi.

– Słyszałam też głosy rodziców, że nie mogą zabierać dziecka na Mszę św. dla dorosłych, bo nie wszyscy tolerują, kiedy dziecko płacze albo biega po kościele…

– Tu może dochodzić do pewnego rodzaju nieporozumień. Przecież inaczej wyglądało wychowanie dzieci dawniej. Dziś rządzą nim inne uwarunkowania. Starszym osobom trudno jest to zrozumieć. Z kolei młode mamy nie mogą sobie uzmysłowić, że pewne zachowania dzieci są dla starszych osób nie do przyjęcia. Te sytuacje pokazują jak bardzo dzisiejsza rzeczywistość czyni kruchymi różne płaszczyzny porozumienia. Powstaje pytanie czy dobre jest zamykanie się w sobie z powodu nieporozumień. Jedni skłonni są zrezygnować z chodzenia do kościoła, bo mają małe dzieci. Inni przestają chodzić, bo denerwują ich dzieciaki baraszkujące w świątyni.

– Jak rodzice powinni przygotować dziecko do Mszy? Przypominać, że ma być grzeczne? Zwracać uwagę na zachowanie? Czy pozwolić, aby reagowało spontanicznie?

– Nie można wybrać tylko jednej metody, bo celem nie jest ani spokój, ani uśmiech dziecka. Dotykając istoty modlitwy, trudno sobie wyobrazić, żeby nasza relacja z Chrystusem zawsze była spontaniczna i nie wymagała przygotowania ani wyciszenia. Jeśli ktoś rozumie potrzebę wyciszenia i przygotowania do Mszy św., zrozumie, że dziecko trzeba przygotować podobnie. Nie chodzi przy tym o tłumienie spontaniczności dziecka. Trzeba wziąć pod uwagę jego emocjonalne uwarunkowania i fakt, że może ono skupić na czymś uwagę najwyżej przez 15-20 minut. Dziecko powinno jednak wiedzieć, że kościół to nie karuzela. Spotkanie z Chrystusem ma specyficzny charakter.
Pozostaje pytanie czy cały czas należy upominać dziecko. Może powinno mieć szansę zobaczyć w czasie podniesienia modlących się rodziców, katechetkę czy księdza. Może to jest ważniejsze.

– Co Ksiądz myśli o dawaniu 2-,3-latkom zabawek na czas Mszy św.?

– Myślę, że to nie przeszkadza. Kościół zgromadzony na Eucharystii jakby uzewnętrznia wspólnotę. Ta wspólnota wymaga wyrzeczenia i zrozumienia. Na Mszy św. stoją obok siebie starszy pan, którego boli głowa i młoda mama, która nie zrezygnowała ze Mszy św. mimo, że jej dziecko ma 2 lata i jego uwagę bardziej przykuwa pluszowy miś niżeli płomienne kazanie proboszcza.

– Według Księdza, dziecko podczas Mszy św. powinno znajdować się przy rodzicach czy w grupie rówieśników?

– Rodzice bardzo dobrze czują, gdzie dziecko powinno w danym momencie się znajdować. Czasem zostaje przy mamie, bo takie są jego emocjonalne potrzeby i nie da się jeszcze wprowadzić go w grupę dzieci. Potem potrzebuje rozszerzenia tych relacji, przebywania w grupy rówieśniczej. Dzieci w ten sposób się inspirują. Nie jest błędem skupianie ich razem, ponieważ dzięki temu możliwy jest dialog. Czasami widzę jak rodzice zostają z dziećmi przed kościołem bo w danym momencie nie potrafią zahamować nadmiernej emocjonalności najmłodszych. Uważam, że jest to naturalne zachowanie rodziców i może także być owocne.

– Co Ksiądz sądzi o czytaniu przez dzieci czytań biblijnych?

– W zlecaniu dzieciom tej funkcji byłbym ostrożny. Nie chodzi o to, że dziecko będzie czytało niewyraźnie. Przekazywanie Słowa Bożego to tak wielka godność, że trzeba być do tego należycie przygotowanym. Dziecko jest otwarte na Słowo Boże, ale nie zawsze jest w stanie zrozumieć co czyta. Dlatego obawiam się stawiania przed dzieckiem takich zadań związanych często z ambicjami rodziców. Wtedy Liturgia Słowa przypomina trochę teatrzyk.

– A co ze spontaniczną modlitwą wiernych w dziecięcym wydaniu?

– Dzieci należy ośmielać do modlitwy wspólnej. Pamiętam, że kiedyś próbowaliśmy stopniowo wprowadzać modlitwę spontaniczną, dbając żeby nie była zbyt infantylna. Nie można wszystkiego puszczać na żywioł. Należy podsuwać dzieciom sensowne wezwania, np. w intencji za rodziców, aby byli zdrowi i kochali się wzajemnie, a dzieci mogą dodawać imiona swoich rodziców.

– Jakie pieśni powinno się śpiewać na Mszach św. z udziałem dzieci?

– Trzeba wziąć pod uwagę potrzeby dziecka – dla młodszych powinny być to takie pieśni, aby one mogły się poruszać, pokazywać i w ten sposób włączać się w śpiew. Jednocześnie poprzez dobór pieśni powinny wiedzieć czy jest Adwent, Wielki Post czy okres zwykły. Powinny wiedzieć, że teraz śpiewają pieśń eucharystyczną, a innym razem maryjną. Na szczęście jest wielu katechetów i duszpasterzy, którzy potrafią wyczuć jak zestawić te elementy.

– Dziękuję za rozmowę.

Niedziela warszawska 8/2003

Podobne wpisy